le spleen de Paris

Miało być dłużej, ale co napiszę to kasuję, strasznie frustrujące zajęcie. Utknęłam. Gdzie jest granica pomiędzy moim życiem, a fikcją (moją i nie moją)? Czego właściwie "nie wypada" pisać i kto to w ogóle przeczyta?

Z jedną trzecią zdjęć musiałam się pożegnać, zanim jeszcze je zobaczyłam i jest mi bardzo smutno, bo akurat na tej rolce było najważniejsze, czyli ludzie. Pożegnania są ciężkie, ale przecież nie na zawsze, nie tym razem. Zostało więc miasto, namiastka.

(zamarzyła mi się własna ciemnia)




 Pont de Bir-Hakeim

  Żelaznej damy też przecież nie mogło zabraknąć! 

 Francuzi nie gęsi, swoją Statuę Wolności mają 



Montmartre jest hipisem i kocha cały świat 




 Musée d'art et d'histoire du Judaïsme










feels like we only go backwards?







 Chłopiec z boku, piszący liścik do Wilde'a, skradł moje serce


Jakkolwiek to nie zabrzmi, lubię spacery po cmentarzach (tutaj Père-Lachaise)



 Sainte-Chapelle



Ostatnie zdjęcie to passerelle Simone de Beauvoir, u której w liście przeczytałam: I am better at dry sadness than at cold anger, (...) but my heart is a kind of dirty soft custard inside. 
Dostałam obuchem w głowę, bo znów ktoś inny tak precyzyjnie formułuje to, co mi ledwie dźwięczy gdzieś w okolicach potylicy.

1 komentarz:

  1. Jak napiszesz coś oo angielsku, to czytam to z Twoim akcentem.
    Zdjęcia ekstra!

    OdpowiedzUsuń