cloudy vision

W poprzednią sobotę byłam w Urbino i przez całą drogę autobusem moją głowę zaprzątał ten blog. Trochę czuję potrzebę usprawiedliwienia mojej ponad rocznej nieobecności, a trochę po prostu potrzebuję to z siebie wyrzucić, po cichu licząc na jakieś zwolnienie blokady. Od dłuższego czasu nie umiem się zaangażować w tak zwane kreatywne czynności. Zmuszam się, żeby coś napisać, z marnym skutkiem zresztą, fotografia nie sprawia mi takiej frajdy jak kiedyś i czuję się trochę jakbym gdzieś zgubiła swoją zdolność postrzegania świata. Patrzę, ale nie zauważam. Nie wiem, na co zrzucić winę. Kiedyś wystarczył mi krótki spacer z własnymi myślami, żeby wpaść na jakiś pomysł. Teraz chodzę i chodzę, i nadal przyglądam się ludziom, budynkom, ulicom, wciąż zaglądam w okna wieczorami, ale mało co powoduje... no właśnie, co? Na myśl nasuwa się "inspirację", ale krzywię się na samą myśl, bo to słowo zostało już kompletnie wyzute ze znaczenia przez blogerki modowe. Inaczej, mało co wywołuje to uczucie, kiedy palce aż cię świerzbią, żeby się wyrazić, żeby zatrzymać ten moment. Przez głowę myśli przemykają z prędkością światła, a czasem to tylko jedna i ta sama, którą zapętlasz, byle tylko nie zapomnieć.

Naprawdę tęsknię za tym uczuciem.

Z drugiej strony, chociaż wydaje mi się, że to zupełnie osobny problem, zbyt często jestem sama sobie cenzorem. Przed opublikowaniem czegokolwiek zastanawiam się dziesięć razy, no bo co będzie jak przeczyta to ktoś, kto mnie zna. Gorzej, co będzie, jak ktoś wspomni o tym w rozmowie? Wyjściem z takiej sytuacji będzie tylko zapadnięcie się pod ziemię albo emigracja do Ameryki Południowej. 

Można by zadać pytanie, po co w takim razie piszę te słowa i będzie to pytanie szalenie trafne, choć pozostanie bez odpowiedzi. Sprawia mi to jakąś dziwną przyjemność i przy tym pozostańmy. Nie wiem, czy znajdę rozwiązania tych dwóch problemów, ale uroczyście przysięgam, że jak znajdę, to się podzielę. A jak nie, to pewnie zamknę ten interes i zamilknę na wieki.


(o Włoszech opowiem następnym razem, obiecuję)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz