Teoretycznie wszystko powinno być w porządku. Jestem w
Paryżu, gdzie dzieją się rzeczy dziwne, zabawne, straszne i ekscytujące. Czytam
te wszystkie legendy, Prousta, Freuda, Cortazara, tę nieszczęsną Mansfield,
Boże, jak mi jej szkoda, czuję taką przejmującą litość, tak jakbym ja sama miała
zagwarantowane coś większego w życiu. Potem wśród niezliczonych kieliszków wina
i w gęstej chmurze dymu papierosowego, przy ogromnych crêpes z serem na rue
Mouffetard, zamarzając na Place de la Contrescarpe i w bezlitośnie zarzucających
na zakrętach nocnych autobusach rozmawiamy. Rozmawiamy o miłości, o śmierci, o
Nowej Fali, Kieślowskim, Ulissesie, komunizmie i Kubricku. Ktoś cytuje
Baudelaire’a, ktoś opowiada historię niezapomnianej libacji. I choćbyśmy tak
przegadali miesiąc, rok, stulecie to i tak pierwsze, co mi się ciśnie na
usta to ‘nie wiem’. Dlaczego zawsze nie wiem. Bezpieczniej, wygodniej, bez
obawy o? Taka magiczna furtka, no bo nie wiem, ale wydaje mi się, że. Ale w
sumie to nie wiem. Chciałabym usunąć nie wiem ze swojego leksykonu.
Zapytano mnie dziś ‘You don’t like people, do you?’ I kolejne nie wiem. Chyba jednak lubię, choć nie wszystkich. Zaryzykowałabym ‘to ludzie nie lubią mnie’, ale czy to nie żałosne, takie pochylanie się nad własnym rozdmuchanym jestem-taka-wyjątkowa? Nie jestem przecież. Tak, lubię, ale jedynie tych oswojonych.
Czuję się najżałośniej, ale i tak będę udawać, że wszystko jest w porządku. Bo w gruncie rzeczy jest. Bywa.
Dis, qu'as-tu fait, toi que voilà,
De ta jeunesse?
[Verlaine]
De ta jeunesse?
[Verlaine]